niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział IV "Zrobisz co zechcesz."

Rozdział IV 

"Zrobisz co zechcesz."

Z dedykacją dla odmienionych...

Minęły dwa tygodnie odkąd Amanda i rodzina Weasleyów wprowadzili się do Kwatery Głównej. Początki były ciężkie. Porządki, które trwają aż do teraz. Nowe znajomości. Panna Foster stanowczo nie była łatwa współżyciu. Zachowywała się ironicznie i cynicznie. Fred nie bez powodu nazywał ją Złośnicą. Jednak wszyscy lubili jej towarzystwo. Lekkość i spokój, z którymi się wypowiadała. Mądrość i inteligencję pojawiającą się w długich rozmowach z Hermioną. Łatwość z jaką przewidywała skutki pewnych działań. Amanda zamieszkała w jedynym pokoju z Hermioną i Ginny. Zwłaszcza z Granger znalazła wspólny język, czym zaskoczeni byli wszyscy domownicy jak i przelotni goście. Jeśli chodzi o kwestie jej przyszłości nikt nie udzielał jej informacji. Czekali na przybycie profesora Dumbledore, aż do dzisiaj.

- Zamknij się stara jędzo! - Amanda wrzasnęła na obrażający mieszkańców obraz pani Black. Matka gospodarza - Syriusza Blacka - obudziła się, kiedy blondynka wpadła do domu trzaskając drzwiami. Wróciła z porannej przebieżki, była cała mokra, nie tyle od potu co od padającego na dworze deszczu. Z rozmachem chciała zasłonić nieszczęsny obraz, gdy tuż za jej uchem rozległo się dość głośne pyknięcie - odgłos towarzyszący aportacji. Nie wystraszyła się, zdążyła się przyzwyczaić w przeciwieństwie do pani Weasley czy Hermiony.
- Amanda! Jak miło cię widzieć! - Wesoły głos Georga doprowadzał pannę Foster do szaleństwa.
- Nawet u góry słyszeliśmy twój słodki głosik! - Kolejna kpina ze strony Freda. Dziewczyna przeciągnęła zasłonę, choć wizualnie odgradzając się od obecności pani Black.
- Wasze pojawianie się z zaskoczenia jest tak bardzo zaskakujące, że aż wcale. - Krótki grymas zagościł na twarzy dziewczyny. - A teraz zejdźcie mi z drogi, bo nogi wam z...
- Uważaj na słowa! - Po schodach w podskokach zbiegła Ginny i posyłając szybki uśmiech do stojącej na korytarzu trójki, weszła do kuchni. Amanda westchnęła i spojrzała na Rudzielców.
- Bo powyrywam wam wszystkie rude pukle... Nie tylko z głowy. - Jej oczy błysnęły niebezpiecznie i odpychając bliźniaków na boki skierowała się w stronę drzwi, za którymi wcześniej zniknęła jedyna córka państwa Weasley.
- Auć. - Mruknęli równo bliźniacy wyciągnęli różdżki.

Szare ściany, duży, masywny stół i krzesła, wielki żyrandol oraz kilka ponurych pułek tworzą odstraszający widok. Na całe szczęście osoby przebywające w kuchni w domu przy Grimmauld Place 12 potrafiły pokonać tak błachy problem. Ginny razem z Hermioną śmiały się z pokazu metamorfomagii w wykonaniu młodej aurorki - Nimfadory Tonks. Syriusz i Remus Lupin rechotali jak hieny, wnioskując po błysku w ich oczach, jakieś historii z czasów, kiedy uczęszczali do Hogwartu. Kingsley czytał gazetę, Molly z pasją wciskała we wszystkich śniadanie, od czasu do czasu robiąc sobie przerwę, aby pacnąć łyżką przysypiającego na stole Rona. Fred i George pojawili się nagle zaraz za Hermioną, co wzbudziło krzyk brunetki i zamieszanie w kuchni. Nikt w tym radosnym amoku nie dostrzegł, że Amanda na chwilę zastygła w bezruchu trzymając się jednego z krzeseł. Nikt, oprócz Szalonookiego. Mężczyzna prawie wpadł na nią w przejściu. Przyjrzał się blondynce i lekko szturchnął ją łokciem. Amanda pokiwała głową, jakby nie wiedziała gdzie jest i dosiadła się do bliźniaków.
- Lepiej sobie darujcie z testowaniem tego kleju, bo zaraz będzie tu Dumbledore. - Szepnęła do podekscytowanych nowym wynalazkiem chłopaków. Spojrzeli na nią niezrozumiale.
- Ale skąd wiesz? - Nie dane im było usłyszeć odpowiedź, ponieważ w tym momencie do pomieszczenia dumnym krokiem wszedł dyrektor Hogwartu. Automatycznie głowy zgromadzonych powędrowały w jego stronę, a dotychczasowy gwar zastąpiła pełna wyczekiwania cisza.
- Witajcie. Wpadłem tylko na chwilkę. Chcę wam przekazać najpilniejsze wieści. - Przemówił Albus z dobrotliwym uśmiechem. Pani Weasley już chciała wypędzić młodzież do ich pokoi, jednak staruszek szybko ją powstrzymał.
- Nie kłopocz się, Molly. Mogą zostać. - Przywódca Zakonu Feniksa omiótł spojrzeniem obecnych zatrzymując się na Amandzie. - Widzę, że panna Foster również do nas dołączyła. Cieszę się, że obyło się bez komplikacji.
- Taa... Powiedzmy. - Dziewczyna sama nie wiedziała czemu, ale na widok tego śmiesznego starszego czarodzieja ogarnęła ją złość i niechęć. Przypomniał sobie o niej gdy ma kłopoty, mało tego, przez dwa tygodnie nie raczył się do niej odezwać. To po co ją ściągał tak wcześnie?! Zresztą, co on sobie wyobraża?! Nie mówiła o tym, ale tu jest za dużo ludzi. Męczy się będąc tutaj, w domu mającym tak wiele historii.
- Po spotkaniu porozmawiamy o twoim dalszym losie. Teraz skupmy się na celu mojej wizyty. Mam złe przeczucia. Dementorzy nie chcą współpracować z Ministerstwem. Myślę, że przy takim obrocie spraw powinniśmy sprowadzić pana Pottera już teraz. Za tydzień odbędzie się zebranie Zakonu. Na ten dzień planuję sprowadzić Harry'ego. - Miny młodzieży wyrażały same pozytywne emocje. Niedługo spotkają swojego przyjaciela. - Wybrana eskorta dowie się wszystkiego po jutrze. To tyle z mojej strony. Do zobaczenia moi drodzy. Amando, pozwolisz? - Profesor lewą dłonią wskazał na drzwi. Blondynka z piskiem odsunęła krzesło i wyszła z kuchni.

Miejsce na rozmowę z dyrektorem Amanda postanowiła wybrać sama. Pewnym krokiem ruszała korytarzem i otworzyła trzecie drzwi na lewo. Bibliotek- jej oaza spokoju. Nawet ona ma czasami dość kłótni. Przez te dwa tygodnie chowała się tu, gdy po Kwaterze plątało się za dużo osób. Często przesiadywała tu z Hermioną. Skupmy się na obecnych wydarzeniach! Blondynka z miną męczennicy opadła na bordowy fotel i prawie z wyzwaniem spojrzała na Dumbledore'a. Mężczyzna z pobłażaniem traktował postawę panny Foster. Tak! Zachowywał się jak dobrotliwy staruszek przymykający oko na wyczyny niesfornych wnuków!
- Chciał mnie profesor widzieć? - Nutka pretensji i złośliwości wkradła się w głos niebieskookiej. Albus nie odpowiedział od razu. Zza okularów, badawczo przyjrzał się rozmówczyni.
- Co cię trapi, moje dziecko? - To jedno, z pozoru nic nie znaczące pytanie, odblokowało cały potok słów.
- Co? Zostałam tutaj wezwana, ale nie wiem po co. W tym domu jest strasznie dużo ludzi! Z moim...Talentem to męczące. Dobrze, profesorze. To jednak jeszcze nic. Mam trafić do Hogwartu, a tam jeszcze trudniej będzie unikać ludzi... Jak pan profesor sobie to wyobraża? - Cichy szept dziewczyny rozniósł się po pomieszczeniu. Dumbledore uśmiechnął się delikatnie.
- Moja droga... Wiem, że ci ciężko, ale tylko ty możesz nam pomóc. Znam twoje wyniki w nauce. Znacząco przeskakują program nauczania w mojej szkole, dlatego trafisz na ostatni rok. To będzie idealna okazja na zdobycie przyjaciół. O twoim domie zadecyduje Tiara Przydziału. Sowa przyniesie list z wykazem podręczników. Ściągnąłem cię tutaj, bo Voldemort rośnie w siłę. Twój dar może uratować wiele istnień. Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Tak, panie profesorze. - Nie panie profesorze. Amanda wcześniej nie patrzyła na całe to zamieszanie z tej perspektywy.
- Bardzo dobrze. Ściągnąłem cię tutaj, ponieważ Tom już cię szuka. Nie wiem skąd, ale dowiedział się o tobie. - Blondynka spochmurniała. Zostając w domu, ktoś mógłby skrzywdzić Marcelle i Kevina. Chyba będzie musiała się przyzwyczaić.
- Skończmy ten nieprzyjemny temat. Kevin przekazał mi, że twój dar jest silniejszy. Opowiesz mi, moja droga. - Po raz pierwszy od przybycia Albusa dziewczyna uśmiechnęła się. Oczywiście, lekko z wyższością, ale uśmiech to uśmiech.
- Od naszego ostatnie spotkania sześć lat temu przestałam odczuwać ból przy wizjach. Teraz nie tylko dzięki bezpośredniemu kontaktowi z drugą osobą, mogę widzieć przyszłość. Wystarczy mi rzecz, którą ktoś dotknął. Albo miejsce. Wiem co się zdarzy w miejscu, w którym jestem. Nadal nie kontroluję swojego ciała, kiedy mam wizję... Co nie zmienia faktu, że to wszystko jest niesamowite! - Niebieskie oczy panny Foster błyszczały ekscytacją.
- Cieszę się, iż już nie chcesz pozbyć się swojego talentu. Hogwart jest zbiorem starej magii. Jego moc jest naprawdę duża. - Zmiana tematu zaskoczyła blondynkę. - Może wpłynie na rozwój twoich zdolności... Do widzenia, Amando. - Profesor ruszył do drzwi. Obejrzał się przez ramię, by ostatni raz spojrzeń na Foster. Uśmiechnął się i chwycił klamkę.
- Panie profesorze... - Albus Dumbledore zatrzymał się. - Czy... Mogę o tym komuś powiedzieć?
- Zrobisz co zechcesz. Jeśli uznasz, że powinni znać prawdę...
- Rozumiem, do wiedzenia panie profesorze. - Staruszek wyszedł, a Amanda opadła ponownie na fotel. Nie zauważyła kiedy z niego wstała w czasie rozmowy. Tak, miała wiele do przemyślenia.
___________________________________________________________
Cześć! Planowałam jeszcze dłuższą notkę, ale czas nagli. We wtorek już jadę na wakacje, więc nie zdążyłabym dokończyć rozdziału, więc wstawiam ile mam :) Dalej zapraszam do komentowania, naprawdę motywują.

środa, 23 kwietnia 2014

Liebster Award

Liebster Award - czyli trochę o mnie.

Dziękuję bardzo za nominację Panny Jadzi z http://dzieci-zywiolow333.blogspot.com/. Również od niej pozwoliłam sobie skopiować wyjaśnienia odnośnie "Liebster Award".

O co chodzi? Nominacja "Liebster Award" jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" . Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość rozpowszechniania ich. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz kilka osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań.

Pytania od Panny Jadzi:

1.Ulubiona saga książek?
Harry Potter. To raczej nie jest niespodzianka. BArdzo lubię też "Dom Nocy", ale jeszcze nie zdążyłam całego przeczytać :P

2.Jakie według ciebie jest najpiękniejsze miasto?
Ojejciu... Nie wiem... Będę oryginalna i powiem, że moje rodzinne.

3.W świecie której książki chciałabyś się znaleźć?
Nie mogę się zdecydować czy w świecie Harry'ego Pottera, czy może Precy Jacksona :o

4.Jakiego typu opowiadania najczęściej wchodzisz?
FanFictiona Potterowskie, o Naruto lub Precym Jacksonie.

5.Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Tak, sama mam bardzo dobrego przyjaciela, który swoją drogą ma dziś urodziny, więc życzcie mu wszystkiego najgorszego!

6. Ulubiony film?
"Gdyby jutra nie był". Jest to film typu Bollywood, dlatego strasznie długo trwa, ale warto obejrzeć. Strasznie wzruszający. O mężczyźnie, który już wkrótce ma odejść z tego świata.

7.Czy chciałabyś wrócić do czasów dzieciństwa?
Szczerze to fajnie byłoby znowu spotkać starych znajomych, pobawić się, żyć tak bez zmartwień i problemów, ale moje obecne życie też jest super.

8.Gdybyś miała wybrać jedną postać fikcyjną z którą chciałabyś spędzić wakacje, wybrałabyś?
Moje alterego też zaliczamy do fikcyjnych postaci, bo chętnie bym się z nim zaprzyjaźniła :)

9.Co byś zabrała z sobą na bezludną wyspę?
Helikopter z dobrze wyszkolonym pilotem.

10.Wolisz filmy czy książki?
Nie potrafię się zdecydować. Miło jest obejrzeć film, zwłaszcza z dobrą muzyką, ale książki zawsze uruchamiają moją wyobraźnię.

11.Gdybyś miała zdolność przeniesienia się w przeszłość gdzie byś się wybrała?
Nie aż tak daleko. Cofnęłabym się do wakacji dwa lata temu, dokładnie do 13 sierpnia 2012, parking przy Netto w moim rodzinnym mieście.

Pozwolę sobie na brak nominacji z mojej strony. Prawda jest taka, iż jestem leniwa, jednak za bardzo nie mam też kogo nominować.

Do następnego rozdziału!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział III "Spędzicie wakacje w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa."

Rozdział III 

"Spędzicie wakacje w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa."

Z dedykacją dla wszystkich, którzy nie radzą sobie ze samym sobą... Jestem z wami...

- Pomyliłaś się, Hermiono. Jestem Fred, a nie George. - Mówił rudowłosy nastolatek, rozkładając ręce, w geście bezradności w chwili pojawienia się jego lustrzanego odbicia w towarzystwie blond piękności.
- To jest George, a to jest Fred. - Uśmiechnęła się nowo przybyła w kierunku średniego wzrostu brunetki. Jak się domyślała - Hermiony Granger. - Uprzedając twoje pytanie, wiem, że to Fred, ponieważ on cały czas był ze mną. - Dopowiedziała niebieskooka.
- A to jest Amanda Foster. Podopieczna profesora Dumbledore'a. Pojedzie z nami do Nory. - Wtrącił się pan Arthur. - Powinniśmy się pośpieszyć, Hermiono. - Dodał spoglądając na zegarek.
- Oh, tak, jasne. - Odparła pośpiesznie, wyraźnie zakłopotana Hermiona. - Muszę jeszcze przynieść szkolną szatę. Za chwilę wrócę. - Brunetka zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
Dopiero teraz Amanda miała okazję przyjrzeć się domostwu państwa Granger. Ciemne meble, beżowe ściany, biały dywan, telewizor, którym byli zaaferowani pan Weasley wraz z synami i rodzice Hermiony, oraz lustro. W złotej ramie, wyglądało na stare i zabytkowe. Dziewczyna sprawdziła czy na pewno każdy ma zajęcie i przejrzała się w lustrze. Dalej miała na sobie kombinezon po wyścigu. Nogawki były całe w błocie. Zdała sobie sprawę, że za moment jej życie zmieni swój bieg, już zmieniło, tylko ubranie zostało to samo. Minął żal po rozstaniu z najbliższymi, ale co przyniesie ten rok? Powolnym ruchem ręki odgarnęła włosy z twarzy...
- Jestem gotowa! - Krzyk Hermiony przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła się ponownie w stronę swojego odbicia. Uśmiechnęła się zadziornie. Czas wrócić do gry.
- Tylko nie popadnij w samouwielbienie. Chociaż chyba za późno ci to mówię. - Wesoły głos Freda sprawił, że panna Foster przybrała na twarzy maskę udawanego przerażenia.
- Sprawdzałam, czy aby na pewno nie ma między nami podobieństwa. Wtedy to bym się załamała.
- Ja tam na twoim miejscu cieszyłbym się. - Teraz oboje patrzyli sobie w oczy. Które odpuści pierwsze?
- Ha, mrugnąłeś! - Zaśmiała się Amanda zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych. Z ust Freda padło ciche przekleństwo. Wzrok blondynki padł na trzymaną przez Hermionę szatę.
- Gryffindor? - Przeczytała na głos napis zamieszczony na szklonym mundurku. W oku młodej Grangerówny pojawił się błysk chęci podzielenia wiedzą.
- Tak. Jeden z czterech domów w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Uczniowie tego domu cechują się odwagą i honorem. Do Ravenclawu należą inteligentni i pracowici, do Slytherinu ambitni, sprytni i ceniący czystą krew, a do Huffelpuffu wszyscy pozostali. - Wyrecytowała brunetka.
- My też jesteśmy w Gryffindorze. - Włączył się w rozmowę George. Amanda wpatrywała się w nich nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Ona to już wie. Możemy aportować się do domu? - Fred zamachał różdżką i poruszył śmiesznie brwiami. - Nie wiem jak wy, ale ja jestem już zmęczony po pracy. - Cały dom zabrzmiał śmiechem. Nikt nie wierzył, że Fred naprawdę mógł mieć ciężki dzień.
Kilkupiętrowy dom, mocno przechylony w prawą stronę, cudem się nie przewalał. Fakt, że był jedynym budynkiem pośród hektarów zbóż wcale nie dodawał mu uroku. Wręcz przeciwnie, powodowało to efekt odpychający. Wyobraźcie sobie, iż jego mieszkańcy stoją przed wejściem do domu, wyraźnie zdenerwowani i z walizkami w rękach. Co wy byście sobie pomyśleli?! Nie wiem, ale Amanda zdawała się być całkowicie opanowana. Można by nawet powiedzieć, że się tego spodziewała. Pan Arthur szybkim krokiem podszedł do pulchnej kobiety o rudych włosach i zawzięcie zaczęli o czymś dyskutować.
- Chodź, Złośnico. Poznasz resztę mojego kochanego rodzeństwa. - Fred i George minęli ją i podeszli do swojego brata i siostry. Oni również mieli włosy płomiennego koloru. Hermiona witała się z nimi, zdaniem blondynki dość wylewni, w chwili, w której panna Foster zbliżyła się do grupki.
- Cześć. Jestem Amanda. Pomieszkam z wami do końca wakacji. - Powiedziała na powitanie. Na jej twarz zagościł sztuczny uśmiech. Za to mina młodszego brata bliźniaków była jak najbardziej szczera.
- Je-je-jestem. Ro-onald. A-ale wszy-y-yscy mówią Ro-on. - Wyjąkał chłopak. Dziewczyna starała się nie roześmiać, obiecała Kevinowi, że będzie miła, jednak Fred i George nie szczędzili gardeł. Blondynka przeniosła wzrok na jedyną córkę Weasleyów.
- Ginny - Przedstawiła się i uścisnęła dłoń Amandy.
- Chyba raczej Ginevra. - Sprzeciwili się bliźniacy przy kolejnym wybuchu śmiechu. Rozpętała się rodzinna kłótnia. Niebieskooka nie zamierzała w nie uczestniczyć, tak samo jak Hermiona. Obie dziewczęta wolały wsłuchiwać się w szepty państwa Weasley.
- Zapewne coś się stało. - Zaczęła Granger.
- Czuję, że nie spędzimy tu wa... - Amanda nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy na polu aportowało się dwóch mężczyzn. Jeden wysoki, ciemnoskóry w fioletowej szacie, ale to jego towarzysz wzbudzał większe zainteresowanie. Z drewnianą nogą, sztucznym okiem i roztarganymi włosami.
- Gotowi? - Zwrócił się do głowy rodziny niskim, ochrypłym głosem.
- Alastor "Szalonooki" Moody i Kingsley Shacklebolt. - Szepnęła do ucha Amandy Hermiona.
- Ale na co? - Zdezorientowana młodzież zaczęła zadawać pytania.
- Jak to na co?! Spędzicie wakacje w Kwaterze Główne Zakonu Feniksa. I Harry i dziewczyna, będą tam bezpieczniejsi. - Wyjaśnienia Kingsleya zrodziły w młodych czarodziejach tylko kolejne wątpliwości. Mimo to nikt już nie pytał, tylko w spokoju aportowali się w jakąś mugolską uliczkę.

- Jak się nazywasz, dziecko? - Zwrócił się do Amandy ciemnoskóry auror. Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Omiotła najpierw spojrzeniem cały otaczający ją teren. Był już wieczór, a drogę oświetlała tylko jedna lampa, zresztą i ona ledwo działała. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Nagle, przewracając śmietnik, przebiegł im pod nogami kot ze zdechłą myszą w pyszczku. Wzrok panny Foster zatrzymał się na dwóch tabliczkach, pierwsza głosiła "Grimmauld Place 11", następna zaś " Grimmauld Place 13".
- Amanda. Czy tu nie brakuje domu? - Odparła po dłuższej chwili ciszy. Moody zamiast podzielić się wiedzą z rodziną Weasleyów, Hermioną i Amandą rozejrzał się i upewnił, że nikt ich nie obserwuje. Zastukał o podłożę laską, na której się wspierał. Na początku nic się nie stał, lecz już chwilę później domy z numerami 11 i 13 rozstąpiły się, a pomiędzy nimi pojawił się brakujący budynek z numerem dwunastym. Moody ruszył do drzwi, a zaraz za nim Shacklebolt i rodzina Weasleyów.
- A wy co, będziecie tak stać? - Hermiona spojrzała zdezorientowana na bliźniaka. Nie rozróżniała ich, więc nie wiedziała, który z nich do nich przemówił.
- Sprawdzałam czy od tyłu też wyglądasz tak tragicznie, Fred. - Zaśmiała się Amanda i skierowała się do wnętrza budynku. Granger szła tuż za nią podziwiając nową koleżankę.
- Jak ona ich rozpoznaje?! - To pytanie odbijało się w głowie młodej Gryffonki.
____________________________________________________
Przepraszam za długą przerwę, ale sami rozumiecie nawał pracy w szkole, dwa blogi, dopiero teraz miałam okazję coś napisać. W ciągu dalszym zapraszam do KOMENTOWANIA!

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział II "Nie chcesz wierzyć, Freddie?"

Rozdział II


"Nie chcesz wierzyć, Freddie?"


Fred przyglądał się uważnie blondynce. Drobna dziewczyna, startująca w Krajowych Mistrzostwach Motocrossowych, wygrywała je, dopóki nie uratowała go przed wilą, mającą nie wiadomo jakie zamiary w stosunku do niego, wpychając ją do dziury w ziemi, której na pewno wcześniej nie było. Normalne? Nie, stanowczo nie, ale to wskazywało tylko na jedno. Magia! Dodajmy do tego fakt, że twierdzi iż to właśnie jej szuka. Mówi prawdę? Tego Weasley nie wie i się nie dowie, jeśli nie zaprowadzi jej do ojca. Amanda uśmiechała się lekko złośliwie.
- Nie chcesz wierzyć, Freddie? - Zapytała ze śmiechem, a palcem wskazującym ukuła go w klatkę piersiową. Freddie? Nikt tak do niego nie mówi! Czy mu się zdawało, czy panna Foster sobie z nim pogrywała? Już polubił tą dziewczynę! - Masz okazję się wykazać! Udowodnić, że jesteś prawdziwym Gryfonem! - Kontynuowała niebieskooka. Ręce oparła na biodrach i świdrowała go wyzywającym spojrzeniem.
- Próbujesz wpłynąć na mój honor? - Chłopak śmiesznie poruszył brwiami. - I skąd wiesz, że należę do Gryffindoru? - Teraz to on taksował ją wzrokiem. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. W duszy prosił, aby Amanda naprawdę była ich celem. Zdobyła jego sympatię.
- Tajemnica. - W tym momencie podbiegli do nich ojciec i brat Freda. Przyjrzeli się dziewczynie. Ile jeszcze razy będą ją tak mierzyć?! George uśmiechnął się głupkowato i posłał bliźniakowi znaczące spojrzenie, a pan Arthur przybrał bardzo poważny wyraz twarzy. Chciał dać synom do zrozumienia, że to nie czas na flirty.
- Dzień dobry. Możemy już jechać po Hermionę? - Odezwała się blondyna nie mogąc znieść ciszy. Z jej ust nie schodził uśmiech wyższości. Tak jak chciała przełamać niezręczność, tak pogłębiła ją jeszcze bardziej. Zachichotała widząc otwarte buzie rodziny Weasleyów. Kochała mieć przewagę na ludźmi. Wtedy są tacy śmieszni!
- A-ale, skąd ty o tym wiesz? - Zająknął się Geogre. W tym czasie pozostała para rudzielców zdążyła wrócić do rzeczywistości. Amanda ponownie miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Tajemnica. Moja i profesora Dumbledore'a. - Powaga jaka wkradła się w jej słowa, dodała jej wiarygodności. Wiarygodności, że jest tym, za kogo się podaje. Pan Arthur patrzył jej prosto w oczy. Nie odwróciła spojrzenia. Wiedziała, że to test. Nawet gdyby tak nie było, to i tak wpatrywałby się dalej w twarz najstarszego z Weasleyów. Była zbyt dumna, aby przegrywać, mimo, że chodziło o drobnostkę.
- Okey. Bierzemy ją. Gdzie są twoi opiekunowie?

Amanda nigdy nie myślała, że rozstanie z Kevinem i Marcellą będzie dla niej takie ciężkie. Kevin Johnson piastował ją od urodzenia. Jest już w podeszłym wieku, co czyniło go jeszcze bardziej dobrotliwym. Jego zielone oczy patrzyły z miłością na pannę Foster. To on zmieniał jej pieluszki, nauczył chodzić i mówić, wyszkolił na wspaniałą czarownice, kupił pierwszy motocross, zapisał na zajęcia z siatkówki, piłki nożnej, hokeja, koszykówki, jazdy konnej, lekkoatletyki, karate. Zadbał, aby miała to co kochała. I co najważniejsze, zastąpił jej rodziców.
- Słuchaj się państwa Weasley. Pozdrów Sybillę jak ją spotkasz. I nie bądź zbyt wredna. Ucz się dobrze i pisz do mnie często. - Kevin poczochrał jej jasne włosy wywołując u Amandy falę śmiechu. Następnie mocną ją uścisną.
- Będę grzeczna. - Wymruczała w jego ramię i podeszła, aby pożegnać się z Marcellą.
A kim była Marcella? Nie, to wcale nie jest kolejna staruszka zajmująca się Amandą. Wręcz przeciwnie. Czarnowłosa dziewczynka, na oko jedenastoletnia, uśmiechała się smutno.  Blondynka pstryknęła ją palcem w drobny nosek.
- Tylko się nigdzie nie szlajaj, gdy mnie nie będzie. Kevin będzie się tobą opiekować. Już to robi. Tylko pozwól mu się do siebie zbliżyć. - Po raz kolejny tego dnia, duża dawka powagi zagościła w głosie
niebieskookiej. Teraz jasne tęczówki wpatrywały się w ciemne.
- Dzięki Amanda. - Odparła młodsza dziewczynka i mocno przytuliła starszą. Foster odsunęła Marcellę na odległość ramion.
- Do zobaczenia. - Chwyciła swoją torbę i miotłę. Pobiegła w stronę Weasleyów. Odwróciła się. Zatrzymała. Pomachała im ostatni raz. W jej oczach stanęły łzy. Ruszyła dalej. Kiedy zrównała się z rudowłosymi zauważyła, że Fred się jej przygląda. Znowu ktoś to robi!
- Na co się gapisz?! - Warknęła w jego stronę. - Szok! A jednak nie jestem wredna! - Nie wiedziała czemu to powiedziała. Ach no tak! Była smutna i załamana. Potrzebowała się wyładować, a Fred stał najbliżej. Minęła go szybkim krokiem. Obiecała Kevinowi, że będzie miła. Wzięła głęboki wdech i ponownie podeszła do rudowłosego, który oniemiały nie wiedział jak się zachować. Postawił na żart i nim Amanda przemówiła, on zrobił to pierwszy.
- Złość piękności szkodzi. - Foster miała ochotę udusić Weasley'a. Chciała go przeprosić, a on tu sobie z niej kpi?! Bezczelny! Czas odbić piłeczkę.
- Mi bynajmniej może zaszkodzić. Z tobą gorzej już być nie może. - Na jej twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Ślady łez i wcześniejszej histerii zdawały się nigdy nie mieć miejsca.
- Chyba dawno nie widziałaś się w lustrze. - Odparł Fred z zawadiacką miną.
- Przeglądałam się dziś rano! - wysyczała blondynka. Zabawa się dopiero zaczyna.
- I co? Pękło? - zaśmiał się chłopak. Pewnie trwałoby to dalej gdyby do akcji nie wkroczył pan Weasley popędzając ich.

- Aportujemy się! - Ogłosił pan Weasley. Amanda omiotła wzrokiem twarze bliźniaków. Tylko przytaknęli. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie. To znaczy, że bracia byli pełnoletni.
- Nie mogę! Nadal mam namiar. - Powiedziała ze zdegustowaną miną. Nienawidziła takich sytuacji! Nie lubiła być gorsza! A teraz jeszcze sama musiała to przyznać! Gdyby tylko to od niej zależało...
- Ja ci pomogę, Złośnico! - Zaoferował się Fred. Posłała mu złowieszcze spojrzenie. Chłopak wcale się nie zraził. Uśmiechnął się nawet! Amanda prychnęła z bezradności.
- Dobrze. Widzimy się u Hermiony w salonie. - Zarządził pan Weasley. Rozejrzał się dookoła, czy aby na pewno żadnego mugola nie ma w pobliżu. Bliźniacy dobyli różdżek. - No to do dzieła. - Zniknął Arthur, a zaraz po tym zreflektował się George. Zostali sami. Okolica naprawdę była wyludniona.
- Złap mnie za rękę. - Mruknął Fred wyciągając dłoń w stronę Amandy.
- Muszę? - Dziewczyna zrobiła minę pełną obrzydzenia. - Jeszcze się czymś zarażę!
- Na przykład doskonałością? Przydałoby ci się. - Skonfrontował brązowooki.
- Dobra. Ale nie aportuj się od razu. Dopiero jak powiem, że jestem gotowa. - Dziewczyna nie kontynuowała zaczepek. Spoważniała, więc Fred po prostu przytaknął. Złapali się za ręce. Amanda na chwilę znieruchomiała. Tak samo było kiedy ich dłonie spotkały się po raz pierwszy. Fred odnotował w pamięci, aby później zapytać o to pannę Foster.
- W drogę. - Zniknęli, aby pojawić się w mieszkaniu państwa Granger.
__________________________________________________________
Krótko, ale liczy się, że jest. Mam nadzieję, iż zostaniecie ze mną do końca tej historii :)

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział I "Dokładniej Amanda. Amanda Foster"

Rozdział I


"Dokładniej Amanda. Amanda Foster."


Rodzinne ciepło, gwar, miłość, pomoc, radość, odmienność, akceptacja, troska... To wszystko określa jedno słowo - Nora. Dom państwa Weasleyów odkąd każdy sięga pamięcią emanował przyjazną atmosferą. Zatem nic dziwnego, że zawsze jest w nim pełno ludzi i to nie dlatego, iż sama rodzinka rudowłosych liczy aż dziewięć różnych i jakże sprzecznych osobowości. Każdego dnia przewija się przez próg domostwa mnóstwo członków Zakonu Feniksa - organizacji walczącej przeciw złemu czarnoksiężnikowi Którego - Imienia - Nie - Można - Wymawiać. Szukają oni bowiem, odpoczynku od trwającej wojny, a Molly Weasley umiała jak nikt inny odwrócić uwagę od kłopotów. Jednak ów dzień, w którym zaczyna się nasza historia, był niedzielą - czasem tylko dla tych, co nosili rude czupryny i piegi. Nawet Charlie przyjechał z Rumuni, aby zapamiętać twarze najbliższych. Wszyscy żyli w strachu przed Sami - Wiecie - Kim. Ach, jak dobrze, że istnieją takie matki jak Molly. Wojna nie przeszkadza jej w ustawianiu życia jej synów, a dokładniej Freda i Georga, mających rozpocząć siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
- Ronaldzie, zaprosiłeś już Hermionę do nas na wakacje? - Podjęła temat pani domu w trakcie rodzinnego obiadu. Wywołany syn przeżuł do końca wielki kawał kurczaka, który właśnie miał w ustach, dorzucił trochę ziemniaków na talerz i dopiero odpowiedział na pytanie matki.
- Tak. Bardzo się cieszy. Bynajmniej tak napisała. Nie wie tylko jak się tutaj dostanie. - Oczy Rona aż błyszczały, gdy tylko podejmowano temat Hermiony Granger, średniego wzrostu brunetki o brązowych oczach i ponad przeciętnej inteligencji. Nic dziwnego. Najmłodszy syn Weasleyów był w niej beznadziejnie zakochany.
- Odpisz, że Arthur ją odbierze zaraz po pracy. - Nie wiedząc czemu, jej spojrzenie padło na bliźniaków, wyraźnie czymś rozbawionych i nie zwracających uwagi na słowa mamy. - A Fred i George razem z nim. - Dźwięk upuszczonych sztućców sygnalizował, że dwaj nie do odróżnienia chłopcy tym razem usłyszeli głos pani Weasley. Oczywiście nie widzieli nic złego w przetransportowaniu panny Granger do Nory, ale czuli, że ich matka jeszcze nie skończyła. - Będą mieli okazję, ponieważ w poniedziałek towarzyszą tacie w pracy. Może to uświadomi im, że z żartów raczej się nie utrzymają. - Prawie wszyscy członkowie rodziny wywrócili oczami, prawie. Bliźniacy siedzieli ze zwieszonymi głowami. Na ogół by się kłócili, ale ostatnio nie jest to skuteczny sposób.
- Nie weźmiecie mnie na litość, chłopcy. - Zapowiedziała z góry Molly. George i Fred westchnęli.
- Dementor, nie kobieta. - Mruknął jeden z nich. Domownicy zachichotali, nawet na usta pani Weasley wkradł się lekki uśmiech.


- Gdzie my jesteśmy, tato? - spytał George. Znajdowali się na obrzeżach Londynu. Było tutaj dużo ludzi, kolorowych namiotów, ciężarówek, a dookoła las. W jego centrum masa piachu, stogi siana ułożone w szlak znany tylko jego autorowi. Niektóre osoby chodziły w zabawnych kombinezonach i z kaskami w rękach. Gdzieniegdzie widać było jakieś pojazdy. Georgowi nasunął się na myśl motor Syriusza, ale te wydawał się mniejsze oraz nie posiadały doczepy.
- To moi drodzy, jest tor motocrossowy. - Odparł Arthur rozpościerając ramiona jakby udawał pana świata i okręcił się wokół własnej osi. Właśnie w tym momencie minęła ich grupka ładnych oraz skąpo odzianych dziewcząt. Głowy bliźniaków obróciły się aż o 180 stopni.
- Wiesz Fred? - Zaczął jeden z braci uśmiechając się z rozmarzeniem.
- Wiem, George. - Odpowiedział drugi. Zaśmiali się oboje, po czym wyrzekli jednocześnie:
- Nie będzie najgorzej. - Po tych słowach ruszyli za swoim ojcem w stronę toru.

- W sumie tato, to po co my tu jesteśmy? - Tym razem ciekawością wykazał się Fred. Zdążył już wykręcić kilka kawałów z bratem, ale ile można robić błahych żartów wśród mugoli. George szedł tuż obok niego zastanawiając się, do którego z nich mrugnęła pewna urocz brunetka.
- To są Mistrzostwa Krajowe. Wielu czarodziejów, aby się wzbogacić wchodzi w zakłady z mugolami. Później ich pieniądze wymieniają na czarodziejską walutę. Chcąc mieć pewność, że ich kandydat wygra, ingerują w losy wyścigów. Naszym zadaniem jest ochrona zawodników oraz wypatrywanie potencjalnych przestępców. - Bliźniaki przytaknęli tylko głowami. Skoro już muszą popracować, niech to chociaż zrobią porządnie. Wbrew pozorom, bracia nigdy nie robili nic na "pół gwizdka". Gdyby tak postępowali nie byłoby mowy o eksperymentach oraz niesamowitych produktach Weasleyów. - Ale to nie wszystko. - Głos pana Arthura ponownie wdarł się do umysłów synów. - Trzeba jeszcze wypełnić misję dla Zakonu. Musimy odnaleźć pewną dziewczynę i jej opiekunów. Razem z nami ma wrócić do Nory. Nic więcej nie wiem. - Zlecenie dla Zakonu?! Bliźniacy przybili sobie piątki pełni nowego zapału. Super! Zrobią coś dla Zakonu! Dla Zakonu, czyli dla samego Dumbledore'a!
- Dobra tato! Ty weź północ, Fred południe, a ja pójdę na wschód. Wątpię, że będą chcieli coś majstrować już przy starcie. Za dużo świadków. - Zarządził George. Chciał mieć swój własny wkład w misję. - Spotkamy się na mecie.

Dlaczego powiedział im o misji dla Zakonu Feniksa?! Ach, przecież Albus kazał mu tak postąpić.
- Nie widziałem jej odkąd ukończyła jedenaście lat. Nie wiem jak wygląda, ale pewnie to ona ich znajdzie. Zabierz ze sobą Freda i Georga, oni zostawiają po sobie dużo śladów. - Arthur dalej nie rozumie słów dyrektora Hogwartu. Liczył, że ta dziewczyna naprawdę ich odnajdzie, bo w innym wypadku może być ciężko.

Fred słyszał strzały oznaczające start wyścigu. Na razie nie będzie miał nic do roboty. Jego strefa znajdowała się najbliżej mety. Ludzie zaczynali się dopiero tutaj gromadzić. Dziewczyny też.
- Nie Fred, masz zadanie do wykonania. - Upominał się w myślach i zadziałałoby, gdyby nie pewna czarnowłosa, długonoga nieznajoma. Chociaż z taką urodą nie mogła być zwykłą kobietą.
- Witaj. Nie wyglądasz na zainteresowanego wyścigiem. - Weasley spojrzał w hipnotyzujące zielone oczy nieoczekiwanej towarzyszki. - Jestem Elle. A ty? - Czemu ona tak działała na jego zmysły?! Rudowłosy nie mógł się opanować. Czuł się dziwnie otępiały.
- F - f - fred. - Zająknął się mimowolnie. Do jego uszu dobiegł dźwięk motocrossów. Powinien być skupiony! Nigdy nie wie co się zdarzy!
- Po co tu jesteś? - Nie może powiedzieć jej prawdy, bo... Ona jest wilą! Dopiero teraz do niego to dotarło jak mógł być tak głupi! Musi skłamać! Przed każdym musiałby skłamać!
- Sprawy biznesowe. - Odparł wzruszając ramionami. Elle nagle straciła na urodzie. Była wściekła!
- Kłamiesz! - Zorientowała się, a okłamana wila to straszna wila. A sprawcę czeka kara.
Nagle odgłos silnika przybrał na sile, by po chwili ucichnąć. Fred poczuł jak ktoś odpycha go na bok. Kątem oka dojrzał spadającą w jakąś dziurę Elle. Chłopak przysięgał, że wcześniej jej nie było. Spojrzał na swojego wybawce. Człowiek miał na sobie jeden z tych zabawnych kombinezonów w kolorze nieba oraz kask na głowie. W pobliży leżał jego dwukołowy pojazd. Wyglądał na zdenerwowanego. Weasley podniósł się szybko z ziemi chcąc podziękować za ratunek, ale jego bohater nie dał mu dojść do słowa.
- Co ty sobie myślisz! Mogłam wygrać ten wyścig, a tak musiałam cię ratować. - Rudy przyjrzał się zawodnikowi. Nie sięgał mu nawet do ramienia! Głos miał raczej jak nastolatka. I zaraz! Co powiedział! "Mogłabym wygrać."
- Dziewczyna!- Wyrzekł mało inteligentnie Fred. Jego wybawca ściągnął kask. Blond włosy zafalowały na wietrze, błękitne oczy zmierzyły go wrogo, a pełne malinowe usta, harmonizujące się z alabastrową cerą, wygięły się w uśmiech pełen kpiny.
- Dokładniej Amanda. Amanda Foster. - Zaśmiała się i wyciągnęła w jego stronę rękę. Weasley spojrzał na nią niepewnie. - Czy czasem nie jest następną wilą? Jest piękna! - Rozmyślał chłopak. Teraz uśmiechała się do niego. Bez cienia złośliwości. Jak szybko zmieniają się jej humorki! Odwzajemnił gest i uścisnął dłoń. Jej skóra była delikatna i miękka.
- Jestem Fred Weasley. - Rudowłosy zauważył, że dziewczyna zesztywniała. Pomachał jej ręką przed twarzą. Nie zareagowała. Dopiero po chwili wypuściła powietrze i obdarzyła go poważnym spojrzeniem.
- To mnie szukacie. Znajdźmy twojego ojca i brata bliźniaka.
_______________________________________________________
Dziękuję za pierwsze komentarze. Wiele dla mnie znaczą. Zwłaszcza, że to dopiero początek i liczę, że zostaniecie już ze mną do końca. Aby komentować nie trzeba być zalogowanym, ani mieć kąta na bloggerze. Do następnego rozdziału!

niedziela, 9 lutego 2014

Prolog

Witam! To jest mój drugi blog w życiu. Jeśli jest ktoś chętny do pomocy przy grafice z przyjemnością przyjmę ofertę współpracy. Będę tu zamieszczać opowiadanie typu potterowskiego. Jest to moja wizja. Raczej mało kanoniczne i główną bohaterką będzie postać OC. Zapraszam do przeczytania prologu i komentowania.

PROLOG


- J.K Rowling! Jak mogłaś mi to zrobić. - Siedziałam sobie w kuchni, kiedy moja nieznośna młodsza siostra wparowała do niej z krzykami. Bezczelna! Postanowiłam udawać, że nie widzę i nie słyszę jej lamentów.
- Jak mogłaś zabić Freda?! No jak, ja się pytam?! On powinien być szczęśliwy! - Ach, więc skończyła w końcu czytać "Harry'ego Pottera". I tylko dlatego musi się tak drzeć... Pomyśleć, że sama podsunęłam jej tą sagę, bo jest moją ulubioną. Jednak ja, wszelkie emocje dusiłam w sobie, jak zwykle. Ewentualnie głupio szczerzyłam się do kartek papieru. Nic nie poradzę, będę ją ignorować w ciągu dalszym.
- Powinien się zakochać! Żartować! Zasmakować lepszej strony życia! - Naprawdę, ale to naprawdę, próbuję nie zwracać na nią uwagi. Zatykam sobie uszy, staram się wsłuchać w odgłosy za oknem, jednak nic nie pomaga, bo i mnie zraniła śmierć Freda Weasleya. Uf, w końcu to powiedziałam. Uwielbiam go! Zatem nic dziwnego, że nareszcie zareagowałam.
- Przecież chodził z Angeliną Jonson. Był optymistą! Więc niby jakiej "lepszej strony życia" powinien zasmakować, Jenna? - Moja dwunastoletnia siostra zatrzymała się. Wlepiła we mnie swoje brązowe ślepia, rozpuszczone blond włosy odrzuciła za ramię i wzięła głęboki wdech. Och, zaczyna się obszerna argumentacja. Dosłownie jak w szkole!
- Ale ona na niego nie zasługiwała! Zresztą, ja mam już własną wizję tej historii. - A więc, skończyło się tylko na dwóch zdaniach?! Mogłam wyrazić swoją opinię wcześniej. Jenna ma to do siebie, że jeszcze jest dzieckiem. Oznacza to, iż bezproblemowo zaskakuje ludzi oraz wałęsa się po świecie wyobraźni. Wywróciłam oczami, ale mimo wszystko kontynuowałam rozmowę.
- To jaka powinna być wymarzona dziewczyna Freda? - spytałam, a mojej siostrzyczce aż oczy błysnęły z podekscytowania. Może porwie i mnie do krainy baśni. Mam już siedemnaście lat, więc sama rzadko tam odpływam.
- Powinna być piękna jak Luna! Albo nawet jeszcze piękniejsza! - Tego mogłam się domyślić. Ten irytujący człowiek zawsze chciał być blondynką o niebieskich oczach. Niestety geny pozwoliły jej nosić tylko złotą czuprynę.
- Mądra jak Hermiona. Albo jeszcze mądrzejsza! - Ktoś mądrzejszy od Granger? A to ciekawe. Chyba musiałaby umieć posługiwać się magią bezróżdżkową i zaklęciami niewerbalnymi.
- I byłaby rok młodsza od bliźniaków, ale ze względu na zdolności trafiłaby do ich klasy. - Lepiej było nie zaczynać tematu, teraz znowu Jenna skacze i wymachuje rękoma w najdzikszy sposób w jaki widziałam.
- Byłaby w Gryffindorze! Mimo, że lepiej pasowałby do Slytherinu lub Ravenclawu. - Przyjrzałam się uważnie mojej siostrze. Podejrzewam, że ta jej dziewczyna powinna być idealna. I na dodatek, Jenna też chciałby być tym ideałem.
- I byłaby jak Harry! Ją też ścigałby Voldemort. - Uśmiech cisnął mi się na usta. Postanowiłam zakończyć bierne słuchanie i włączyć się do jej monologu.
- Z jakiego to by powodu? - Och, zapewne czekała na to pytanie. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe, o ile to możliwe.
- Widziałby... Przyszłość! Byłaby spokrewniona z Trawley. I Dumbledore ukrywałby ją. O, i do Hogwartu trafiłaby dopiero do siódmej klasy! I do tego czasu uczyłaby się w domu, a w wolnych chwilach pomagałaby w zwalczaniu niefortunnych wypadków spowodowanych magią w świecie mugoli. Albo robiłaby coś podobnego. Wychowywałby się wśród mugolaków. Uwielbiałby żarty jak bliźniacy! Pewność siebie byłaby jej drugim imieniem. - Jenna ma już cały plan. Zakład, że byłaby w stanie napisać książkę? Czy ja też byłam w jej wieku taką marzycielką?
- I koniecznie musiałaby być wysportowana jak Ginny! A nawet bardziej. - Wiedziałam, że to doda. Miło było pogawędzić, ale za moment wpadnie po mnie Tony. Czas to zakończyć.
- A jak będzie mieć na imię? - Jenna uśmiechnęła się do mnie niepewnie. O co mogło jej chodzić?
- Tak jak ty.

Obserwatorzy

Tekst