czwartek, 13 marca 2014

Rozdział II "Nie chcesz wierzyć, Freddie?"

Rozdział II


"Nie chcesz wierzyć, Freddie?"


Fred przyglądał się uważnie blondynce. Drobna dziewczyna, startująca w Krajowych Mistrzostwach Motocrossowych, wygrywała je, dopóki nie uratowała go przed wilą, mającą nie wiadomo jakie zamiary w stosunku do niego, wpychając ją do dziury w ziemi, której na pewno wcześniej nie było. Normalne? Nie, stanowczo nie, ale to wskazywało tylko na jedno. Magia! Dodajmy do tego fakt, że twierdzi iż to właśnie jej szuka. Mówi prawdę? Tego Weasley nie wie i się nie dowie, jeśli nie zaprowadzi jej do ojca. Amanda uśmiechała się lekko złośliwie.
- Nie chcesz wierzyć, Freddie? - Zapytała ze śmiechem, a palcem wskazującym ukuła go w klatkę piersiową. Freddie? Nikt tak do niego nie mówi! Czy mu się zdawało, czy panna Foster sobie z nim pogrywała? Już polubił tą dziewczynę! - Masz okazję się wykazać! Udowodnić, że jesteś prawdziwym Gryfonem! - Kontynuowała niebieskooka. Ręce oparła na biodrach i świdrowała go wyzywającym spojrzeniem.
- Próbujesz wpłynąć na mój honor? - Chłopak śmiesznie poruszył brwiami. - I skąd wiesz, że należę do Gryffindoru? - Teraz to on taksował ją wzrokiem. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. W duszy prosił, aby Amanda naprawdę była ich celem. Zdobyła jego sympatię.
- Tajemnica. - W tym momencie podbiegli do nich ojciec i brat Freda. Przyjrzeli się dziewczynie. Ile jeszcze razy będą ją tak mierzyć?! George uśmiechnął się głupkowato i posłał bliźniakowi znaczące spojrzenie, a pan Arthur przybrał bardzo poważny wyraz twarzy. Chciał dać synom do zrozumienia, że to nie czas na flirty.
- Dzień dobry. Możemy już jechać po Hermionę? - Odezwała się blondyna nie mogąc znieść ciszy. Z jej ust nie schodził uśmiech wyższości. Tak jak chciała przełamać niezręczność, tak pogłębiła ją jeszcze bardziej. Zachichotała widząc otwarte buzie rodziny Weasleyów. Kochała mieć przewagę na ludźmi. Wtedy są tacy śmieszni!
- A-ale, skąd ty o tym wiesz? - Zająknął się Geogre. W tym czasie pozostała para rudzielców zdążyła wrócić do rzeczywistości. Amanda ponownie miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Tajemnica. Moja i profesora Dumbledore'a. - Powaga jaka wkradła się w jej słowa, dodała jej wiarygodności. Wiarygodności, że jest tym, za kogo się podaje. Pan Arthur patrzył jej prosto w oczy. Nie odwróciła spojrzenia. Wiedziała, że to test. Nawet gdyby tak nie było, to i tak wpatrywałby się dalej w twarz najstarszego z Weasleyów. Była zbyt dumna, aby przegrywać, mimo, że chodziło o drobnostkę.
- Okey. Bierzemy ją. Gdzie są twoi opiekunowie?

Amanda nigdy nie myślała, że rozstanie z Kevinem i Marcellą będzie dla niej takie ciężkie. Kevin Johnson piastował ją od urodzenia. Jest już w podeszłym wieku, co czyniło go jeszcze bardziej dobrotliwym. Jego zielone oczy patrzyły z miłością na pannę Foster. To on zmieniał jej pieluszki, nauczył chodzić i mówić, wyszkolił na wspaniałą czarownice, kupił pierwszy motocross, zapisał na zajęcia z siatkówki, piłki nożnej, hokeja, koszykówki, jazdy konnej, lekkoatletyki, karate. Zadbał, aby miała to co kochała. I co najważniejsze, zastąpił jej rodziców.
- Słuchaj się państwa Weasley. Pozdrów Sybillę jak ją spotkasz. I nie bądź zbyt wredna. Ucz się dobrze i pisz do mnie często. - Kevin poczochrał jej jasne włosy wywołując u Amandy falę śmiechu. Następnie mocną ją uścisną.
- Będę grzeczna. - Wymruczała w jego ramię i podeszła, aby pożegnać się z Marcellą.
A kim była Marcella? Nie, to wcale nie jest kolejna staruszka zajmująca się Amandą. Wręcz przeciwnie. Czarnowłosa dziewczynka, na oko jedenastoletnia, uśmiechała się smutno.  Blondynka pstryknęła ją palcem w drobny nosek.
- Tylko się nigdzie nie szlajaj, gdy mnie nie będzie. Kevin będzie się tobą opiekować. Już to robi. Tylko pozwól mu się do siebie zbliżyć. - Po raz kolejny tego dnia, duża dawka powagi zagościła w głosie
niebieskookiej. Teraz jasne tęczówki wpatrywały się w ciemne.
- Dzięki Amanda. - Odparła młodsza dziewczynka i mocno przytuliła starszą. Foster odsunęła Marcellę na odległość ramion.
- Do zobaczenia. - Chwyciła swoją torbę i miotłę. Pobiegła w stronę Weasleyów. Odwróciła się. Zatrzymała. Pomachała im ostatni raz. W jej oczach stanęły łzy. Ruszyła dalej. Kiedy zrównała się z rudowłosymi zauważyła, że Fred się jej przygląda. Znowu ktoś to robi!
- Na co się gapisz?! - Warknęła w jego stronę. - Szok! A jednak nie jestem wredna! - Nie wiedziała czemu to powiedziała. Ach no tak! Była smutna i załamana. Potrzebowała się wyładować, a Fred stał najbliżej. Minęła go szybkim krokiem. Obiecała Kevinowi, że będzie miła. Wzięła głęboki wdech i ponownie podeszła do rudowłosego, który oniemiały nie wiedział jak się zachować. Postawił na żart i nim Amanda przemówiła, on zrobił to pierwszy.
- Złość piękności szkodzi. - Foster miała ochotę udusić Weasley'a. Chciała go przeprosić, a on tu sobie z niej kpi?! Bezczelny! Czas odbić piłeczkę.
- Mi bynajmniej może zaszkodzić. Z tobą gorzej już być nie może. - Na jej twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Ślady łez i wcześniejszej histerii zdawały się nigdy nie mieć miejsca.
- Chyba dawno nie widziałaś się w lustrze. - Odparł Fred z zawadiacką miną.
- Przeglądałam się dziś rano! - wysyczała blondynka. Zabawa się dopiero zaczyna.
- I co? Pękło? - zaśmiał się chłopak. Pewnie trwałoby to dalej gdyby do akcji nie wkroczył pan Weasley popędzając ich.

- Aportujemy się! - Ogłosił pan Weasley. Amanda omiotła wzrokiem twarze bliźniaków. Tylko przytaknęli. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie. To znaczy, że bracia byli pełnoletni.
- Nie mogę! Nadal mam namiar. - Powiedziała ze zdegustowaną miną. Nienawidziła takich sytuacji! Nie lubiła być gorsza! A teraz jeszcze sama musiała to przyznać! Gdyby tylko to od niej zależało...
- Ja ci pomogę, Złośnico! - Zaoferował się Fred. Posłała mu złowieszcze spojrzenie. Chłopak wcale się nie zraził. Uśmiechnął się nawet! Amanda prychnęła z bezradności.
- Dobrze. Widzimy się u Hermiony w salonie. - Zarządził pan Weasley. Rozejrzał się dookoła, czy aby na pewno żadnego mugola nie ma w pobliżu. Bliźniacy dobyli różdżek. - No to do dzieła. - Zniknął Arthur, a zaraz po tym zreflektował się George. Zostali sami. Okolica naprawdę była wyludniona.
- Złap mnie za rękę. - Mruknął Fred wyciągając dłoń w stronę Amandy.
- Muszę? - Dziewczyna zrobiła minę pełną obrzydzenia. - Jeszcze się czymś zarażę!
- Na przykład doskonałością? Przydałoby ci się. - Skonfrontował brązowooki.
- Dobra. Ale nie aportuj się od razu. Dopiero jak powiem, że jestem gotowa. - Dziewczyna nie kontynuowała zaczepek. Spoważniała, więc Fred po prostu przytaknął. Złapali się za ręce. Amanda na chwilę znieruchomiała. Tak samo było kiedy ich dłonie spotkały się po raz pierwszy. Fred odnotował w pamięci, aby później zapytać o to pannę Foster.
- W drogę. - Zniknęli, aby pojawić się w mieszkaniu państwa Granger.
__________________________________________________________
Krótko, ale liczy się, że jest. Mam nadzieję, iż zostaniecie ze mną do końca tej historii :)

4 komentarze:

  1. Kochana, ja na pewno zostane do końca. Jest ciekawie i oryginalnie :D Podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko, krótko, oby następnym razem było lepiej ;D
    Bardzo mi się podobało, postać Amandy mnie wręcz urzekła, w parze z Fredem jest naprawdę zabójcza ;) Postać Kevina przypomina mi może odrobinę Dumbledore'a, aczkolwiek naprawdę wywołuje wzruszenie, świetny opis Kevina, tak nawiasem ;) Nie było błędów, literówek, itp, więc celująco zapewniłaś czytelnikowi komfort pisania ;)
    Jestem bardzo ciekawa dalszej części opowieści ;)
    pozdrawiam
    C.I.
    www.hgwk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Amanda jest super! na początku myślałam ze bedzie nieśmiała i spokojna, a tu niespodzianka!
    Wiem że rozdział byl krótki ale za to fajny! Fajnie też opisałaś jej relacje w Fredem, nie jest od razu w nim zakochana i wogule, wrecz przeciwnie. Lubie takie opowiadania, cos na wzór Jamesa i Lily Potter, która stopniowo przekonała się do niego.
    Pozdrawiam i weny, weny, weny zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Amanda trochę za bardzo zarozumiała, ale można jej to wybaczyć, bo w końcu widzi przyszłość, nie? Znowu, jakby była za skromna i taka... no... jak Harry skromna, to wyszłoby nienaturalnie. Na rzie nie czuję do niej, ani sympatii, ani antypatii. Tak, o.
    Błędów nie widzę.
    Życzę weny,

    Pozdrawiam,
    Weronika dlugopis-marzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Tekst